
Artur, zacznijmy od oczu – o co chodzi? Czemu warto uwzględniać ruch gałek ocznych w praktyce i jakie to przynosi nam efekty?
Zacznijmy może od tego, że często spotykam się z językowym podziałem na ciało i głowę – rozumiem oczywiście skrót myślowy – ale język tworzy naszą rzeczywistość, a raczej to, jak ją postrzegamy. To rozdzielenie, to trochę taka „dekapitacja”, jakby głowa nie do końca była częścią ciała, zresztą, na popularnych zajęciach tzw. pracy z ciałem, jest ona bardzo często zupełnie pomijana. A głowa jest taką ciekawą częścią ciała! To jeden z naszych interfejsów wejścia/wyjścia – wejścia, bo duża część naszego procesu postrzegania odbywa się poprzez oczy, uszy, nos i usta, a wyjścia, bo twarz, wraz z całą mimiką, językiem i głosem, to jedno z naszych głównych narzędzi wyrazu i komunikacji. Na muskulaturę twarzy składa się około 50 mięśni, to daje wyobrażenie o tym, jak wiele możliwości wyrazu mamy. W dodatku, praca wszystkich tych mięśni kontrolowana jest przez nerwy czaszkowe, co sprawia, że mięśnie te reagują i adaptują się do otoczenia bardzo szybko. Z kolei nerwy te, są bardzo blisko mózgu, przez co dużo trudniej jest nam coś ukryć, szczególnie reakcje spontaniczne.
No dobra, ale miało być o oczach w kontekście praktyki – obserwując małe dziecko, które porusza się, wiedzione swoją ciekawością, możemy zobaczyć jak całe ciało podąża w tym kierunku, w którym zwracają się oczy. Ty też możesz to poczuć – umieść opuszki palców z tyłu, na górnej, miękkiej części szyi, zaraz pod potylicą. Teraz, poruszając zamkniętymi oczami w prawo i w lewo, poczuj, jak mięśnie szyi delikatnie się napinają, w synchronizacji z ruchem gałek ocznych. To odruch, który pojawia się we wczesnej fazie rozwoju. Oczy organizują więc ruch kręgosłupa i wpływają na to, jakie napięcia się wokół niego pojawiają.
Integracja ruchu gałek ocznych z ruchem innych części ciała usprawnia kręgosłup, sprawia, że ruch staję się bardziej płynny, ma więcej gracji. Możemy też nauczyć się różnicować ruch gałek ocznych od ruchu kręgosłupa (np. przekręcać głowę w prawo, jednocześnie spoglądając w lewo lub unosić głowę do góry, patrząc w dół), dzięki temu, układ nerwowy stanie się bardziej doinformowany o możliwościach organizacji ruchu i będzie mógł poluźnić kompulsywne, chroniczne napięcia, co z kolei
znacznie usprawni ruch kręgosłupa.
Joga oczywiście tradycyjnie obejmuje też oczy, a raczej ich funkcje widzenia, w sanskrycie „drishti”. Niestety, zostaje to często zredukowane jedynie do wytycznych dotyczących „punktów skupienia wzroku” – istnieją systemy, w których zwraca się uwagę na takie 9 punktów i kropka, co według mnie jest dużą stratą. Takie ograniczenie do konkretnych punktów skupienia wzroku, oczywiście, warto poznać, poczuć jak na nas działa i zrozumieć, ale ostatecznie, sugerowałbym je odpuścić i pozwolić sobie na eksplorowanie nieskończoności innych kierunków spojrzenia. Poza tym, jak poruszają się gałki oczne i gdzie patrzymy, równie istotne jest to, jak patrzymy – spojrzenie może być rozmyte, peryferyjne, jakby zza oczu, pozwalające nam odbierać większą całość, widzieć tło i kontekst albo może być skupione w jednym miejscu, bardziej centralne, pozwalające dostrzegać więcej detali. Sposób patrzenia bardzo wpływa na to, jak czujemy ciało, na to, czy uwaga skierowana jest bardziej do wewnątrz – na tonus mięśniowy, a więc na naszą postawę i nastawienie – czy na zewnątrz.
Osobiście uważam stopy za niezwykle ciekawy element naszego ciała, kocham chodzić boso latem, czuć żywą ziemię i miękką trawę pod stopami. Stopy są też bardzo ważne w praktyce jogi i odgrywają kluczową rolę w naszej postawie. Przybliż nam proszę dlaczego stopy są tak ważne i jak możemy z nimi podziałać na macie?
Ach tak, stopy! Co za konstrukcja! Stopy są dosłownie naszą podstawą – za pomocą stosunkowo małej powierzchni, wspierają i balansują górę ciała, co wpływa na całą naszą postawę wobec świata. W pozycji pionowej, są pierwszym punktem kontaktu z ziemią; to w dużej mierze od nich zależy czy „idziemy pewnym krokiem” i czy „stoimy na własnych nogach”.
Każda stopa to 26 kości i ponad sto mięśni, a do tego bardzo bogate unerwienie – wyobraź sobie, ile to daje możliwości zaadaptowania się do nierównej powierzchni i do każdego niezrównoważenia pochodzącego z góry ciała. Stopy jasno pokazują naszą relację z grawitacją, z siłą reakcji podłoża – od razu widać, czy sprężyście i lekko odbijamy się od ziemi czy ociężale po niej tupiemy.
Nie dziwię się, że tak bardzo lubisz chodzić boso – bezpośredni dotyk podłoża stymuluje stopy i wprawia te 26 kości w ruchy, których na co dzień, kiedy stopa jest zamknięta w butach, nie mogą wykonać. Tom Myers nazwał kiedyś buty trumnami dla stóp, mocno ograniczają one ruch kości wewnątrz stóp i nie pozwalają im na pełny wyraz sprężystości, niemożliwy przy elastycznych, wypłaszczonych podeszwach. Dodatkowo, buty, często ściskają przód stopy, kompresując kości śródstopia razem, albo umiejscawiają piętę wyżej niż palce stóp, co zmienia naszą postawę w górze ciała i wpływa na możliwość adaptacji względem grawitacji. Dlatego uważam, że najlepszą praktyką jogi dla stóp jest chodzenie boso po plaży, to uczta dla wszystkich jej tkanek.
Jeśli chcemy zrobić coś na macie, opcji jest bardzo wiele. Jednym z moich ulubionych sposobów stymulacji stóp jest wyciąganie rękoma po kolei wszystkich paluchów, odciąganie ich od podbicia stopy, wykręcanie i zginanie. Można też, po kolei oddalać je od siebie, do boku, tworząc przestrzeń pomiędzy nimi (rozczapierzając je) by finalnie zapleść palce dłoni pomiędzy palce stóp. Z tak zaplecionymi palcami możliwości jest nieskończenie wiele – możemy robić okręgi w stawie skokowym, zginać i prostować paluchy. Jest nawet w jodze taka pozycja – padagusthasana, dosłownie tłumacząc „pozycja dużego palucha”, w której chwytamy ten duży paluch właśnie. Możemy z tej pozycji przejść do „pozycji paluchów” i trzymać je wszystkie (palce dłoni splecione z palcami stóp) jednocześnie stojąc i robiąc skłon do nogi (padangustasana), stojąc i podnosząc nogę (uttitha hasta padangusthasana) albo leżąc (supta padangusthasana), siedząc (upaya padagusthasana) – a to tylko namiastka możliwości!
Ogólnie, to, na co warto zwrócić uwagę to, że stopy są obecne w każdej pozycji i podobnie jak oczy, w każdej pozycji możemy je włączyć, zintegrować z tym, co robimy. Na przykład w pozycjach leżących, kiedy wydaje ci się, że nie używasz stopy, sprawdź, czy na pewno tak jest – może wkrada się tam jakieś „pasożytnicze” napięcie, które wcale nie jest potrzebne. Zawsze, kiedy stoisz na stopach, możesz sprawdzać, na których dokładnie częściach stóp stoisz mocniej, możesz też eksperymentować z dociskaniem innych części do podłoża i obserwować, jak to wpływa na całość pozycji. Podsumowując, chcemy wykształcać w sobie całościowe, holistyczne spojrzenie na siebie, aby w swojej praktyce partycypować całym sobą.
Bardzo lubię wykraczać poza standardowe i zwyczajowo przyjęte ramy jogi, dlatego też Twój warsztat „Poczuć asanę” tak bardzo do mnie trafił, poczułam że jestem w ciele i w doświadczeniu, a nie na zajęciach na których tylko powtarzam ruchy nauczyciela. Czym dla Ciebie jest joga? Czy jest według Ciebie jakaś granica, która wyznacza jej ramy? Czy gdzieś się kończy joga a gdzieś zaczyna inna forma pracy z ciałem? Czy musimy to nazywać i klasyfikować?.. I czy w ogóle chodzi o jogę czy może o ruch? O bycie w sobie?
Przede wszystkim, myślę że jogi nie da się zamknąć w żadne standardowe ramy, bo te, są tylko czyjąś konceptualizacją tego, czym jest joga, a integralną częścią praktyki jest właśnie eksplorowanie tych ram i granic i poznawanie ich poprzez własne doświadczenie.
Ale zacznijmy od początku – czym jest joga? Joga często tłumaczona jest jako „jedność”, ale tak naprawdę, jej znaczenie jest trochę bardziej aktywne – od angielskiego słowa “yoke”, co znaczy łączyć, jednoczyć, integrować. To wgląd w naturę rzeczywistości, w której wszystko jest ze sobą powiązane, współzależne. Uczymy się czuć, jak oczy powiązane są z ruchem kręgosłupa, jak stopa wpływa na całą postawę ciała, ale też, jak jakość naszych relacji wpływa na jakość naszego oddechu, jak środowisko, w którym przebywamy wpływa na napięcie naszego ciała – uczymy się tego nie na intelektualnym poziomie, ale doświadczając na „własnej skórze”. W takim procesie stajemy się bardziej scaleni, bardziej sobą i jedocześnie bardziej częścią rzeczywistości, w której egzystujemy.
Na pierwszym warsztacie Richarda Freemana, mojego nauczyciela jogi, w którym uczestniczyłem, powiedział on, że najcenniejsza wiedza to ta, której nie da się ubrać w słowa, na którą możemy tylko wskazywać – bezpośrednie doświadczenie nie jest redukowalne do języka.
Przede wszystkim, myślę że jogi nie da się zamknąć w żadne standardowe ramy, bo te, są tylko czyjąś konceptualizacją tego, czym jest joga, a integralną częścią praktyki jest właśnie eksplorowanie tych ram i granic i poznawanie ich poprzez własne doświadczenie.
Myślę, że praktyka jogi to praktyka wglądu, zadawania pytań, obserwacji natury rzeczywistości, swojej relacji z nią i z grawitacją. W takim kontekście, jogą staje się przysłowiowe mycie naczyń – to po prostu doświadczanie rzeczywistości taką, jaką ona w danej chwili jest, to obserwowanie swojej percepcji, swoich preferencji, tendencji do lgnięcia i awersji, to bycie w tej właśnie chwili i odczuwanie jej wszystkimi zmysłami.
Moshe Feldenkrais nieprzypadkowo swoje zajęcia grupowe nazwał „Świadomością poprzez ruch” – ruch staję się tu nośnikiem dla świadomości, dla bycia i odczuwania, ale sam w sobie nie jest sednem praktyki, tylko na nie wskazuje. Dla mnie, dokładnie tym samym jest praktyka asan. Oczywiście, jogi są różne, ale jeżeli w ruchu interesuje nas somatyka, a nie sama gimnastyka, to różnice pomiędzy jogą, a na przykład metodą Feldenkraisa, są tylko szczegółem implementacyjnym. Pewnie tutaj moglibyśmy dorzucić jeszcze inne metody, ale ja jedynie z tymi mam relatywnie głębokie doświadczenie.
Tak, jak najcenniejsza wiedza to ta, której nie da się ubrać w słowa, tak samo prawda leży gdzieś między słowami, przepływa pomiędzy systemami. Traktowanie któregoś systemu dosłownie może oddalać nas od rzeczywistości – kiedy przyjmujemy zewnętrzny punkt widzenia i cudzą konceptualizację, tworzą się w nas, często ograniczające, ortodoksje i nie do końca zdrowe oddanie guru i nauczycielom. Doświadczenie własne odbywa się zawsze gdzieś pomiędzy, na punktach styku, w miejscu, na które dany system wskazuje; to doświadczenie jest żywe i płynne, wlewa się jak woda w wolne przestrzenie, jest jak tkanka łączna wypełniająca wszystkie „pomiędzy” w ciele.
Pod jednym ze zdjęć na swoim koncie IG w opisie nawiązujesz do blizn, tych fizycznych i emocjonalnych. Wspominasz o chronicznych napięciach i unieruchomieniach w ciele, które wpływają nie tylko na naszą postawę w znaczeniu fizycznym, ale też na naszą postawę w znaczeniu emocjonalnym, na nasze zachowanie i sposób bycia. Piszesz jak ważne jest to, abyśmy nasze blizny integrowali, uwrażliwiali i zmiękczali, aby nie pociągały one za sobą okolicznych tkanek i nie powodowały dalszych zniekształceń. W jaki sposób możemy tego dokonać?
Myślę, że bardzo pomocny może być kontakt z kimś, kto ma doświadczenie akurat w tym, z czym próbujemy sobie poradzić – z mojego doświadczenia wynika, że wsparcie w takich momentach jest nieocenione. Według mnie, bardzo ważne jest zrozumienie tego, że nasze ciało, nasza struktura, nasza biologia jest naszą historią – nasze przeżycia i doświadczenia są w ciele zapisane. Blizny fizyczne wpływają na nasze emocje i zachowania, podobnie jak blizny “emocjonalne”, traumy, wpływają na naszą postawę, powodują unieruchomienia w ciele – jesteśmy wielowymiarowym i skomplikowanym organizmem.
Praktyka, czy to ruchu czy medytacji, daje nam możliwość poznania i zbliżenia się do siebie samego, bycia ze sobą bardziej intymnie. Zaczynamy się integrować – czuć jak nasza ręka łączy się z łopatką, potem z kręgosłupem, ten z miednicą, a ta z nogami – wtedy zaczynamy czuć się jedną, spójną całością. Z czasem, obserwujemy jak na jakość ruchu tej ręki wpływa to, co czujemy, stajemy się coraz bardziej połączeni ze światem, z którym wchodzimy w interakcje. Poprzez tego typu somatyczną praktykę, skupioną na subtelnych odczuciach, możemy zacząć czuć to, czego wcześniej nie czuliśmy, np. dlatego, że z powodu jakiegoś trudnego przeżycia coś w nas zostało zamrożone i jest odrętwiałe. Samo przekierowanie na to uwagi, światełka świadomości, zaczyna te miejsca otwierać, rozmrażać – w miejsce odrętwienia pojawia się życie, tam, gdzie było usztywnienie, pojawia się ruch. Jednak to wymaga dużo uwagi i cierpliwości, w końcu z jakiegoś powodu przez lata nie chcieliśmy tych rzeczy czuć – dlatego na początku wspomniałem o wsparciu – w moim przekonaniu, w takim procesie niezbędne jest ramię, w które możemy się bezpiecznie i w pełni wypłakać.
Poprzez tego typu somatyczną praktykę, skupioną na subtelnych odczuciach, możemy zacząć czuć to, czego wcześniej nie czuliśmy, np. dlatego, że z powodu jakiegoś trudnego przeżycia coś w nas zostało zamrożone i jest odrętwiałe. Samo przekierowanie na to uwagi, światełka świadomości, zaczyna te miejsca otwierać, rozmrażać – w miejscu odrętwienia pojawia się życie, tam, gdzie było usztywnienie, pojawia się ruch.
Czy masz jakieś rady dla osób dopiero rozpoczynających praktykę jogi? Często bowiem zdarza się, że na początku praktyki mamy bardzo niewielką świadomość naszego ciała. Co możemy zrobić aby się pełniej odnaleźć na macie na której z początku możemy się czuć dość „kwadratowo”?
Poczuć jak to jest czuć się kwadratowo! Serio! W naszej „zaawansowanej” kulturze utrwalone jest, że nie wiedzieć to jest jakiś wstyd i w ogóle głupio, a ja myślę, że właśnie wspaniale! Nie wiedzieć to też nie być ograniczonym wiedzą, niewiedza pozwala na ciekawość, na eksplorację i poznawanie siebie i swoich możliwości.
Z rzeczy praktycznych – myślę, że w procesie zgłębiania czegoś, najważniejsza jest ciekawość, dzięki niej nasz układ nerwowy jest otwarty i chłonny. Nie zamęczać się – przyjęło się, że im więcej, tym lepsze rezultaty, a ja myślę, że zajęcia, które są do nas niedostosowane – za długie lub zbyt intensywne – pozostawiają w nas odczucie, że jesteśmy kwadratowi i jeszcze niewystarczająco dobrzy. Polecam praktykować mniej, tylko tyle, na ile wystarczy nam ciekawości, czułości dla siebie i uważności – to, od tego, a nie od intensywności czy długości zajęć zależy to, jaki ta praktyka będzie miała na nas wpływ. W ten sposób zaczniemy budować większą świadomość i zaufanie do siebie, no i będziemy mieli coś, co nie dość, że jest pożyteczne, to jeszcze przyjemne. W taki sposób uczymy się szczerze dbać o siebie, zamiast robić to dla osiągnięcia jakiegoś rezultatu, certyfikatu jogina roku i lajków na insta.
W naszej „zaawansowanej” kulturze utrwalone jest, że nie wiedzieć to jest jakiś wstyd i w ogóle głupio, a ja myślę, że właśnie wspaniale! Nie wiedzieć to też nie być ograniczonym wiedzą, niewiedza pozwala na ciekawość, na eksplorację i poznawanie siebie i swoich możliwości.
Jaka jest Twoja ulubiona asana i dlaczego? 🙂
Oczywiście savasana! Im mniej się robi, tym więcej się czuje, a ja bardzo lubię czuć. Kiedy leżymy na plecach, podłoga wspiera ciało, a mięśnie mogą odpuścić, wtedy my możemy dużo więcej poczuć. Jest taki paradoks, że najlepsze w jodze jest nierobienie jej. No, ale żeby to nierobienie było najlepsze, wcześniej musimy ją robić. Savasana to taki moment trawienia tego, co się wydarzyło w praktyce, po stymulowaniu układu nerwowego pojawiają się odczucia, uczucia i obrazy, do których, być może, nie mieliśmy wcześniej dostępu. Możliwe jest wsłuchanie się w każdy szept i mamrot ciała, poczucie delikatnego pulsowania i przepływania krwi. To zmysłowe doświadczenie chwili, którego nie da się ubrać w słowa.
W metodzie Feldenkraisa, na przykład, leżenie na plecach, taką savasane, mamy co krótką sekwencję ruchów, co pozwala na przetrawienie i zintegrowanie przez układ nerwowy nowych informacji. Osobiście, bardzo lubię taki rytm praktyki, jestem bardzo wrażliwy i to wracanie do siebie pozwala mi się delektować byciem. Ogólnie, myślę, że w naszej zapędzonej kulturze wszystkim przydałoby się więcej leżenia i nicnierobienia.
Wkroczyliśmy teraz w szczególnie trudny czas, jaką asanę bądź inną praktykę medytacyjną, ruchową, oddechową poleciłbyś wszystkim tym, którym trudno się odnaleźć w obecnej rzeczywistości?
Dbać o siebie! To nie czas na robienie sobie wyzwań, ale czas na bycie – tak po prostu, bez żadnych wymagań wobec siebie. Zająć się tym, na co mamy wpływ – regularny sen, ruch, relaks i odżywcze jedzenie. Utrzymywać kontakt z bliskimi – nawet jeżeli tylko online – rozmowa, ludzki głos, odczytywanie twarzy jest niezwykle cenne dla naszego układu nerwowego – nasze poczucie bezpieczeństwa budujemy bardziej na połączeniu z innymi niż na braku zagrożenia.
Jeżeli chodzi o praktykę ruchową, to przede wszystkim nie forsować się. Czuć ciało i wsłuchiwać się w jego potrzeby, nie zastygać, ruszać się. Sam w takich momentach lubię robić dużo zgięć – skracać przód ciała, a wydłużać tył. Te pozycje i ruchy dają poczucie bezpieczeństwa, możliwości chronienia swojego miękkiego brzucha i schowania się. W bardzo niepewnej sytuacji, kiedy odczuwamy dużo lęku, trudno jest robić pozycje ekspansywne i otwierające, wyginać się do tyłu, nie zmuszałbym ciała do tego. W ogóle do niczego bym ciała nie zmuszał, a raczej podążał za jego potrzebami.
Z praktyk medytacyjnych, szczególnie polecam buddyjską praktykę metta – medytacje miłującej dobroci. Ta praktyka może pomóc nam odnaleźć współczucie, przede wszystkim dla samego siebie, co pozwoli nam być ze sobą i ze wszystkimi trudnymi emocjami, z którymi przyjdzie nam się w tym czasie skonfrontować. I jeszcze raz – dbać o siebie!
Artur, bardzo Ci dziękuję za tę rozmowę. Jestem szczerze poruszona i szczęśliwa, że możemy się nią podzielić z innymi 🙂
Rozmawiała: Anna Schreckenberg
Artur Chruszcz o sobie
Od zawsze fascynowały mnie dyscypliny łączące ciało i umysł, pozwalając być w mistycznym “tu i teraz”. Zaczynałem od sztuk walki (judo, brazylijskie jiu jitsu), aż w końcu trafiłem na jogę i później metodę Feldenkraisa, w których poprzez połączenie uważnego ruchu i oddechu, odnalazłem sposób na wyciszenie gadania w głowie i bycie bardziej obecnym.
Praca z ciałem jest dla mnie ścieżką do bycia przy zdrowych zmysłach – zamiast ciągłego myślenia i analizowania, pozwala czuć i doświadczać. Poprzez uważny ruch, oddech i słuchanie sygnałów wysyłanych przez ciało, buduję większą świadomość i zaufanie do siebie.
Ucząc kultywuje uważność, skupiając się na prostocie i łatwości, tak aby joga mogła stać się codziennością, budując pełne wdzięku i gracji ciało, jasny umysł i przyjemność bycia. Łączę dalekowschodnią mądrość ze współczesną wiedzą i odrobiną humoru, przedstawiając praktykę, która działa w kontekście rosnącego tempa życia i rozwoju technologicznego.Od zawsze fascynowały mnie dyscypliny łączące ciało i umysł, pozwalając być w mistycznym “tu i teraz”. Zaczynałem od sztuk walki (judo, brazylijskie jiu jitsu), aż w końcu trafiłem na jogę i później metodę Feldenkraisa, w których poprzez połączenie uważnego ruchu i oddechu, odnalazłem sposób na wyciszenie gadania w głowie i bycie bardziej obecnym.
Praca z ciałem jest dla mnie ścieżką do bycia przy zdrowych zmysłach – zamiast ciągłego myślenia i analizowania, pozwala czuć i doświadczać. Poprzez uważny ruch, oddech i słuchanie sygnałów wysyłanych przez ciało, buduję większą świadomość i zaufanie do siebie.
Ucząc kultywuje uważność, skupiając się na prostocie i łatwości, tak aby joga mogła stać się codziennością, budując pełne wdzięku i gracji ciało, jasny umysł i przyjemność bycia. Łączę dalekowschodnią mądrość ze współczesną wiedzą i odrobiną humoru, przedstawiając praktykę, która działa w kontekście rosnącego tempa życia i rozwoju technologicznego.
Więcej na temat prowadzonych przez Artura warsztatów znajdziesz na jego fanpage’u FB oraz na jego stronie www
Wszelkie prawa zastrzeżone!
Wszystkie materiały zdjęciowe wykorzystane w publikacji są własnością Artura Chruszcza. Zabrania się zmieniać, kopiować i w jakikolwiek inny sposób wykorzystywać wyżej zamieszczone zdjęcia bądź treści bez zgody autora/autorów.